Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/457

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Verrière uczuł dreszcz, przebiegający mu po ciele od stóp do głowy.
— Nic bardziej dziecinnego i łatwiejszego do zwalczenia po nad tę miłość — mówił dalej młody łotr z szyderczem lekceważeniem. — Panna Aniela wyznała ci swoje uczucie... porucznik złożył swe oświadczenie... Odpowiedziałeś, rzecz prosta, odmową, ponieważ wydając za mąż swą córkę, musiałbyś złożyć rachunek z majątku, pozostałego po jej matce... majątku, mocno przez ciebie nadszarpniętego, jaki, dzięki mnie, obecnie podtrzymanym został. Wszakże tak stoją te rzeczy... nieprawdaż?
— W zupełności... Nie przypuszczając, iż wiesz o wszystkiem, uważałem sobie za obowiązek powiadomić cię o tem.
— Dziękuję ci... A teraz ja zadam jedno pytanie...
— Mów.
— Wnosząc z tego, co widzę, zdaje mi się, że uczucie ojcowskiej miłości nie jest u ciebie zbyt rozwiniętem.
— Kocham mą córkę w sposób spokojny, rozumny... Mam na widoku jej szczęście i nie poświęcę go dla lada kaprysu, lub jakichś mrzonek z jej strony.
— Wszystko wiec, cokolwiekbądźbym uczynił dla zapewnienia jej tego szczęścia i przyśpieszenia mego małżeństwa z panną Anielą, pozyska twoją aprobatę? — pytał Desvignes.
— Wszystko! Ja również działać na nią będę swym wpływem. Jak prędko życzysz, aby odbyły się zaślubiny?
— Pomówimy jeszcze w tym przedmiocie. Obecnie pozwól mi naprzód zbadać okoliczności.
— Będziesz musiał rozpocząć walkę nielada...
— Nie obawiam się jej... jestem naprzód pewien zwycięstwa.
— Rozpoczynaj zatem kampanię. Masz na to moje upoważnienie.
Arnold, słysząc to wszystko, myślał:
— Jeżeli ja jestem nędznikiem, ów ojciec jest stokroć gorszym łotrem odemnie.