Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wielce jest do twego zbliżonem, ponieważ tamten nazywa się Delvignes. Zresztą posłuchaj... opowiem ci wszystko.
Tu opowiedział znane nam już szczegóły.
— Szczęściem — rzekł Arnold — że z tego listu i medalika ów Delvignes nie będzie nic mógł się domyśleć. Ów agent handlowy, spostrzegłszy, że zaszła pomyłka w nazwiskach, list zwróci, albo go zniszczy. Lecz inne, bardziej ważne, zagraża nam niebezpieczeństwo...
— Cóż takiego?
— Oto medalik, nierozważnie przez ciebie zgubiony.
— Jakto... ty już wiesz o tem? — zapytał Scott osłupiały.
— O tem i o wielu innych rzeczach. Czyliż ta schadzka, jaką mi w liście naznaczyliście, nie miała na celu pewnego chłopca, Misticota, sprzedającego medaliki na Montmartre?
— Tak... właśnie.
— Ów Misticot poznał cię, gdyś przyprowadził konia z powozem Loriotowi.
— To jest zdawało mu się, że mnie poznaje.
— Tak... zdawało mu się to przed dwoma dniami, dzisiaj ma pewność.
— Jak... zkąd?
— Dzięki kupionemu od niego medalikowi, który zgubiłeś, a jaki on znalazł między deskami siedzenia, jadąc tymże samym powozem na wesele.
— Czy podobna? ależ ten medalik jest takim, jak inne.
— Przeciwnie, miał skazę... maleńką na środku dziureczkę.
— Ach! prawda... przypominam to sobie... Do kroć tysięcy piorunów! — zawołał anglik, zrywając się z gniewem. — Biadaż mi... biada!
— Zapewne, ponieważ ten młody głupiec powziął niebezpieczne zamiary...
— Przeciw mnie... z jakiej przyczyny?
— Jest przekonanym, że kłamiąc, jak ty natenczas skłamałeś i zaprzeczając uparcie swej tożsamości przy spotkaniu