Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się z nim u Loriota, mawiałeś mieć ważne ku temu powody. Odgaduje on jakąś ukrytą tajemnicę w sprzedaży powozu i konia pod przybranem przez ciebie nazwiskiem... Posuwa się nawet do przypuszczania zbrodni...
— Co ty powiadasz! czy być może?
— Mówię najczystszą prawdę! Słyszałem na własne uszy zwierzenia, czynione przez Misticota Loriotowi.
— Zatem obudwóch ich sprzątnąć potrzeba... Ja podejmuję się tego.
— Bez szaleństw! — zawołał Desvignes. — Trzeba jedynie ostrożność zachować.
— Już to przedsięwzięliśmy...
— Cóżeście zrobili?
— Zmieniliśmy mieszkanie i nazwiska.
— Bardzo dobrze... Gdzież teraz zamieszkujecie?
— Na bulwarze Szpitalnym nr. 8, naprzeciw Salpetrière i Botanicznego ogrodu. Dwa wyjścia z dwóch pokojów... Nikt się tam nami nie zajmuje... mieszkanie pewne...
— Jakież przybraliście nazwiska?
— Jesteśmy Dwaj bracia Perron... Ja Daniel, Trilby Wiktor.
Arnold napisał sobie adres i nazwiska.
— Macie swe własne umeblowanie?
— Ma się rozumieć.
— Wszystko jest dobrze ułożonem. Potrzeba teraz nie dać się poznać i mieć baczność na Misticota.
— Ja wracam do mego pierwotnego zamiaru. Mam wielką ochotę kaiku mu nakręcić.
— Zobaczmy wprzód, co on uczyni... Nie należy pogarszać sytuacyi ściąganiem nowych podejrzeń. Słowem, nie działać nic, jak po otrzymaniu odemnie rozkazów.
— Zatem będziesz nas jeszcze potrzebował?
— Tak się zdaje...
— Jesteśmy na twoje wezwanie.