Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wdzięcznym za pańską grzeczność... lecz wolę wrócić do domu. Potrzebuję na dzień jutrzejszy zmienić bieliznę i ubranie.
— To prawda... Gdzie mieszkasz?
— Na bulwarze Woltera, nr. 84.
— Niezbyt daleko... Pamiętajże się jutro nie opóźnić.
Znalazłszy się na ulicy, były sekretarz Mortimera zdjął kapelusz i chłodził płonącą głowę na świeżem, nocnem powietrzu.
— Ach! — zawołał, oddychając pełnemi płucami — dzień dyablo był ciężkim! Zdaje mi się jednak, że wszystko pójdzie dobrze.
Wszedłszy do swego mieszkania, padł na łóżko i zasnął snem ołowianym, nie obudziwszy się, aż nazajutrz o dziewiątej zrana.
Zerwał się spiesznie.
Mimo, iż to była niedziela, miał wiele do załatwienia dnia tego.
Przedewszystkiem pragnął conajrychlej opuścić dotychczasowy swój lokal i przenieść się na ulicę Tivoli. Meble, kupione do pawilonu, niedostatecznemi się okazały dla obecnego obszernego mieszkania, potrzeba było nowe sprowadzić. Prócz tego, należało mu jaknajprędzej widzieć się z Will Scottem i Trilbym i zapytać ich o wyjaśnienia co do Misticota. Wreszcie miał pójść do włocha Agostini, na ulicę Paon-blanc.
Cały więc dzień miał ząjętym.
Ubierał się, przemyśliwając, jaki dać pozór opuszczeniu obecnego lokalu?
— Szukać pozoru? Na co? — zawołał — dlaczego? Wyprowadzić się ztąd byłoby to szaleństwem! Mieszkanie to daje mi nader bezpieczne schronienie. W razie potrzeby stać się może dla mnie ucieczką... Zatrzymuję je nadal... zatrzymuję!