Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

posiada on pieniądze... ale nie zawsze pieniądze wystarczają sercu.
— Sercu... ja go już nie mam, niestety!
— Och! ty kłamczyni... — zawołał, rzucając się ku niej z uściskiem.
— Odejdź... odejdź... — wołała, odsuwając go od siebie. — Ktoś nadejść... zobaczyć nas może...
— Dobrze... odejdę! — rzekł — lecz wprzód wysłuchać mnie musisz... Kocham cię na śmierć i życie!
— I nie zdradzisz mnie nigdy? — szepnęła zcicha Melania.
— Nigdy... przysięgam!
— Chcę pomówić z tobą więcej w tej sprawie, przyjdź do mnie we wtorek w południe, około jedenastej.
— Twój adres?
— Ulica de Monceau, nr. 26.
— Dobrze... nie chybię ani minuty.
— Przedewszystkiem jednak proszę, bądź rozważnym... Szczególniej czuwaj nad sobą w obecności Nerveya.
— Rozumiem... kalifornijska kopalnia złota... Bądź spokojną... nie popełnię żadnego szaleństwa.
W chwili tej powozy zaczęły się zjeżdżać po zabranie zaproszonych.
Fryderyk z Melanią wrócili do weselnego grona i wkrótce cały orszak znalazł się w Salonie rodzinnym.
Obiad odbył się nader wesoło, poczem nastąpiły tańce, trwające do północy.
Przy odjeździe Vandame, ściskając rękę Anieli, szepnął jej zcicha:
— W tobie mam tylko nadzieję!...
— Wierz we mnie i ufaj! — odpowiedziało dziewczę. — Przed odjazdem panna de Verrière, wsiadłszy do powozu, skinęła na Misticota. Chłopiec przybiegł natychmiast.
— Mój ojcze... — rzekła; — przez dzień cały szukałam sposobności, aby ci przedstawić tego młodego człowieka... Jako