Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drużba, był mocno zatrudnionym w czasie wesela, zkąd uczynić tego nie mogłam. Wspominałam ci o nim w owym dniu, gdy nasze konie zraniły go na Montmartre... Nazywa się on Stanisław Dumay... Przyrzekłam mu, ojcze, wszelką protekcję z twej strony, na jaką on zasługuje.
— Dobrze, dobrze... — pomruknął Verrière. — Gdybyś potrzebował w czem naszej pomocy, zostaw notatkę mej córce. A teraz bądź zdrów... dobranoc!
I zwróciwszy się do woźnicy, zawołał:
— Do pałacu!
Powóz szybko wyruszył z miejsca, pozostawiając Misticot oschłością i duma bankiera.
— Jakiż to niesympatyczny człowiek... — zawołał chłopiec. — Szczęściem, że panna Aniela w niczem mu nie jest podobną!

XXXI.

Melania Gauthier z Jerzym de Nervey wsiadła do powozu, jakim przyjechała zrana na zaślubiny.
Pan de Nervey, po wypiciu, mimo zakazu doktora, większej ilości kieliszków szampana i wypaleniu kilku cygar, kaszlał zapamiętale.
— Kiedyż się uciszysz do licha? — zawołała Melania. — Twój kaszel drażni mi nerwy.
— Nini... moja Nini... jąkał wicehrabia... Czyż moja w tem wina?
— Tak... twoja wina... wyłącznie twoja! Przy tak zniszczonem zdrowiu, pija się tylko tran rybi, nie wino!
— Nini... nie dokuczaj mi... nie bądź złośliwą!... Skoro nieco odpocznę, wszystko przeminie.
— Nie... nie będziesz wypoczywał, lecz słuchać mnie będziesz... Masz przy sobie pieniądze?