Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wzrok Fryderyka Bertin przenikał nawskroś jej całą istotę, sprawiając jej roskosz w połączeniu z trwogą.
— Siadać do powozów! panowie i panie! — zawołał głośno Misticot. — Pan mer nie lubi wyczekiwać.
Wszyscy zaproszeni pośpieszyli zająć miejsca w powozach.
Fryderyk ulokował się obok Melanii, we wspaniałem lando, jakiem przyjechała.
— Do licha! — zawołał Misticot, ujrzawszy jakąś parę, dążącą w stronę domu po trotuarze. — Otóż jeszcze dwie osoby do pomieszczenia. Szczęściem, żem zachował dla siebie ten powóz. Tu, państwo! — wołał: — tu. do mnie... proszę!
I umieścił dwoje przybyłych w głębi powozu, kupionego przez Loriota od irlandczyka.
— Ja siądę na kozioł... — rzekł — tym sposobem będę widział wszystkich, jadących przed sobą.
Orszak wyruszył z miejsca, ścigany wzrokiem ciekawych, wyglądających oknami i zatrzymujących się na trotuarach.
Wkrótce zatrzymano się przed merostwem.
Vandame wychylił się przez drzwiczki powozu, śledząc wzrokiem wokoło. Nagle jego spój rżenie radością zabłysło. Spostrzegł okazałe lando, stojące przed budynkiem merostwa. Poznał powóz Juliusza Verrière.
Bankier dotrzymał więc przyrzeczenia. Aniela z nim przybyła zapewne.
Młody oficer rad był wyskoczyć coprędzej, wbiedz pierwszym do biura, by ujrzeć tę, którą tyle kochał, zmuszonym był jednak zostawić pierwszeństwo ślubnemu orszakowi, z narzeczonymi na czele, czekając na swoją kolej.
Powozy zatrzymywały się jedne po drugich przed drzwiami merostwa. Wszyscy wysiedli, idąc głównemi schodami za narzeczonymi.
Woźny, przybrany w granatowy mundur ze srebrnemi guzikami, z czapką w ręku oczekiwał na pierwszym przedziale schodów, by poprowadzić oblubieńców do sali małżeństw.