— Szwaczka przyniosła suknię dla panienki... — wyrzekła.
— Dobrze... wprowadź ją do mojego pokoju, zaraz tam przyjdziemy.
Pokojówka odeszła.
— Cy wiesz, siostro Maryo, kto jest ta szwaczka? — mówiła Aniela do zakonnicy. — To nasza kuzynka, Joanna Desourdy. Ojciec nie chciał, ażebym jej dawała suknie do roboty, ponieważ jest naszą krewną. Oparłam się w tym razie. Jest ona biedną... potrzebuje pracować, a obok tego jest nieszczęśliwą... Zdolna to robotnica... Zobaczysz suknię, którą mi przyniosła. Włożę ją na sobotnie zaślubiny.
Tu obie z siostrą Maryą przeszły do pokoju, gdzie na nie oczekiwała Joanna Desourdy, młoda, dwudziestopięcioletnia kobieta, kształtna, powabną, wszakże z dziwnym wyrazem smutku na obliczu. Towarzyszyła jej czteroletnia dziewczynka.
— Dzień dobry Joanno — rzekła Aniela do robotnicy; — jak się masz, Lino... — dodała, zwracając się ku dziecku; — pójdź-że... niech cię ucałuję.
Dziecię przybiegło do panny Verrière z otwartemi rękoma, wołając:
— Jak się masz, kuzynko Anielo?
Joanna Desourdy zapłonęła rumieńcem.
— Cóż to za poufałość, Lino? — zawołała; — kto ci pozwolił mówić w ten sposób do panny Anieli?
— Nie łaj jej, proszę, Joanno... — ozwała się córka bankiera; — przyjemnie mi jest słyszeć pomienioną nazwę z ust dziecka. Kochasz mnie, Lino... nieprawdaż? — dodała — gładząc czoło zakłopotanej dziewczynki.
— Kocham... — szepnęło dziecię.
— Biedactwo! — rzekła z westchnieniem Joanna — które lepiej by było na świat nie przyszło!
— Dlaczego jednak Paweł Béraud odwleka bezustannie
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/300
Wygląd
Ta strona została skorygowana.