Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dlaczego?
— Pytasz mnie o to... rzecz dziwna! Dlatego, że nie jestem pierwszym lepszym hołyszem... dlatego, że zajmuję jedno z wyższych stanowisk w paryskiem społeczeństwie... i że obecność bankiera Verrière wraz z córką na zebraniu, w którem się znajdą praczki, przekupnie i gałganiarze, będzie czemś, jak można sobie wyobrazić, najbardziej rażącem i niestosownem.
— Ależ to są wszyscy poczciwi ludzie!...
— Nie przeczę... lecz w każdym razie nie stoją z nami narówni. Spełnię jednakże twą wolę... Pojedziemy, gdy tego żądasz.
— Lecz z dobrą wolą, ojczuniu? — szepnęła z przymileniem Aniela.
— Z tak dobrą wolą, iż sam zawiozę podarek nowozaślubionej. Mam nadzieję, że będziesz zadowoloną.
— O tak... tak! — zawołało z radością dziewczę, rzucając się ojcu na szyję... — dziękuję ci... dziękuję z całego serca!
Śniadanie się ukończyło; bankier wstał od stołu i wyszedł z jadalni, zły sam na siebie, iż ustąpił naleganiom córki.
— Jak na teraz... sprawa wygrana, kuzynko, — szepnęła Aniela.
— Nie bez trudu... — odpowiedziała siostra Marya — lękam się o dalszą naszą kampanię... Dostrzegam jakąś zmianę w mym wuju... sposępniał, zgorzkniał, jak nigdy...
— A!... wszak wiesz, siostro, iż on zwykle nie lubił rodziny mej matki, która wszakże jest i jego rodziną...
— Wiem o tem... lecz tam się coś innego ukrywa...
— Cóżby takiego?
— Straty pieniężne, być może... niepomyślny obrót finansów...
— To niepodobna! Mój ojciec jest uważanym za jednego z najlepiej majątkowo stojących paryskich bankierów...
— Niech Bóg odwróci moje przewidywania... — pomyślała zakonnica. — Instynktownie jednak obawiam się czegoś.
W chwili tej pokojówka Anieli weszła do jadalni.