Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

termin małżeństwa? — zapytała panna Verrière robotnicę; — wszakże cię przyrzekł zaślubić?...
Dlaczegp? — powtórzyła szwaczka z goryczą — któż zdoła odgadnąć, co się dzieje w głowie i sercu tego człowieka... jeśli on notabene ma serce! Ile razy mówię mu o tem, szorstko odpowiada: „Później... później... dość na to czasu... Dobrze nam tak, jak jesteśmy.”
Joanna, wymówiwszy te słowa, ukryła twarz w dłoniach, wybuchnąwszy łkaniem.
— Nie płacz, matuniu! — zawołało dziecię, biegnąc ku matce i rzucając się jej na szyję z pieszczotą.
— Jesteś bardzo nieszczęśliwą, moja biedna Joanno... — poczęła panna Verrière ze wzruszeniem.
— O! tak... tak... — jąkała z płaczem młoda kobieta; — Bóg mnie ukarał... ciężko ukarał!... Nie szemrzę... bom na to zasłużyła... Nie powinnam była tego uczynić, com uczyniła... Zbyt lekkomyślnie zaufałam temu nikczemnikowi, uważając go za uczciwego człowieka...
— Prócz niespełnienia obietnicy małżeństwa, Paweł Béraud. jak słyszałam, źle się z tobą obchodzi? — pytała dalej Aniela.
— Och! są chwile, gdziebym umrzeć pragnęła! — zawołała szwaczka z rozpaczą. — Są chwile, gdzie myślę o śmierci, jako jedynym dla siebie środku wybawienia... Nieco odwagi... parę minut cierpień... i wszystko skończone!
— Joanno! — zawołała z powagą siostra Marya — odpędź myśl podobnie występną. — Życie nasze nie do nas należy... Nie mamy prawa niem rozporządzać... Czując się nawet winną i nieszczęśliwą, żyć trzeba! Bóg ci to nakazuje... Zresztą, pomyśl o dziecku, jakiebyś pozostawiła sierotą! Pomyśl o swej córce...
— Ach! moja córka... moja córka!... me dziecię ukochane!... — wołała z gwałtownym płaczem młoda kobieta; — gdyby nie ona, spoczywałabym już oddawna na dnie Sekwany... Bóg miłosierny wybaczyłby mi to... wybaczył, gdyż są chwile, gdzie