Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wypocząć ci, ojcze, usunąć się choć na czas krótki od swych zatrudnień. Źle mi wyglądasz... pobladłeś... zeszczuplałeś... Ach! jest to więc bardzo ciężka praca obracać pieniędzmi. Nie myśl więc o tych obrzydłych banknotach, przynajmniej wtedy, gdy jesteś wśród nas obu, gdy jesteś przy swojej córce.
— Ale zapewniam cię, że nie myślałem o nich obecnie, drogie me dziecię...
— O! ja temu wierzyć nie mogę... Przed chwilą tak byłeś posępnym... złym prawie...
— Wyraz fizyonomii częstokroć zawodzi — rzekł Verrière. — Upewniam cię, iż nigdy w lepszem jak dziś nie byłem usposobieniu.
— Naprawdę... mamże wierzyć temu?
— Upewniam.
— I zechciałbyś coś dla mnie uczynić?
— Czyliż ci kiedy co odmawiałem?
Aniela zamilkła. Ciche westchnienie wybiegło z jej piersi. Przypomniała sobie bolesną scenę z Vandamem. Okazać jednak jakąśkolwiekbądź aluzyę ku temu obecnie, byłoby najwyższą niezręcznością z jej strony. Zapanowawszy przeto nad sobą, zapytała rozpogodzona:
— W sobotę zatem, mój ojcze, jedziemy na wesele?
— Na jakie wesele? — zapytał Verrière, zapomniawszy zupełnie o zaproszeniu introligatora.
— Jakto, mój wuju?... masz więc tak krótką pamięć? — wyrzekła siostra Mary a żartobliwie. — Zapomniałżeś, iż przed czterema dniami twój siostrzeniec, Eugeniusz Loiseau, zacny, uczciwy chłopiec, przyszedł cię prosić na zaślubiny, uważając sobie twoją obecność za najwyższy zaszczyt w zebraniu? Zapomniałeś, żeś mu obiecał być w kościele i na weselu?
— Na honor, zapomniałem!... zupełnie zapomniałem o tem... — odrzekł Verrière.