Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zazwyczaj w rzeczach drobniejszych. Z resztą ja poprę twoje żądanie w tym razie. Czy wuj przybędzie dziś na śniadanie?
— Tak jest... jak zwykle.
— Przypomnij mu więc skoro zasiądziemy przy stole o uczynionej Eugeniuszowi obietnicy.
— O! o tem nie zapomnę... — zawołała z radosnym uśmiechem Aniela — a w sobotę skoro zobaczę Vandama powiem mu, aby nie tracił nadziei; ufał, iż go kocham i kochać nigdy nie przestanę.
Nadeszła godzina śniadania.
Aniela posłyszawszy turkot zajeżdżającego powozu podbiegła ku oknu i dostrzegła ojca, wysiadającego przed domem. Za chwilę bankier ukazał się w jadalni, gdzie oczekiwały go córka wraz z siostrzenicą.
Wszedłszy, pocałował Anielę w czoło z roztargnieniem.
— Jak prędką podadzą śniadanie? — zapytał.
— Natychmiast... czekamy ojcze na ciebie.
Za chwilę we troje zasiedli u stołu.
Verrière pobladły nieco i zamyślony, jadł w milczeniu, która to troska ukryta nie uszła uwagi Anieli.
— Spostrzegani żeś ojcze jakiś smutny... — zapytała. — Miałżebyś mieć jakie zmartwienie, lub może bankowe twe interesa mniej pomyśnie ci idą?
Verrière drgnął pomimowolnie. Zapytanie córki wyrwało go z zadumy.
— Nic tak dalece przykrego mnie nie dotknęło — odpowiedział — a interesa, chociażby szły najpomyślniej, jak to z mojemi ma miejsce, sprowadzają bezustanne troski, zajęcia. Rozmyślać, liczyć, kombinować, przewidywać, oto przeznaczenie wszystkich bankierów. Nie mogę być wyjątkiem w tym razie. Nie troszcz się przeto, widząc mnie zamyślonym.
— Niechcę się, ojcze, mięszać w twe kombinacye rachunkowe... niech mnie Bóg uchowa! — odpowiedziało dziewczę, zmuszając się do uśmiechu. — Czuję, iż zmysły wśród tego stracićbym mogła. Lecz i uważam zarówno, iż godziłoby się