Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wiedziałem o tem... — rzekł bankier — a na dowód zaufania, jakie w tobie pokładam, pozwalam ci odwiedzać nas, ile razy zechcesz, lecz o uwolnieniu się z wojska myśleć zaprzestań. Zakazuję ci czynić coś podobnego. A teraz... do widzenia... Spotkamy się na tem przeklętem weselu... jeżeli notabene tam będę...
Tu Verrière wyszedł z gabinetu, pozostawiwszy w ciężkiej boleści pogrążonego młodzieńca.
Za chwilę, przebrawszy się w swojej sypialni, — wyjechał, nie zobaczywszy się nawet ze swą córką. Loiseau i Wiktoryna Béraud odjechali również przed chwilą.
Aniela z siostrą Maryą oczekiwały z niepokojem rezultatu rozmowy porucznika z Verrièrem. Dziewczę, stojąc przy oknie, widziało ojca, idącego przez dziedziniec i wychodzącego z pałacu. Vandame mu nie towarzyszył.
Sądząc, iż przyjdzie do salonu, oczekiwała chwil kilka, gdy jednak się nie ukazał, zdjęta bolesnem przeczuciem, uprosiła siostrę Maryę, aby z nią poszła zapytać młodego oficera o ojcowski wyrok.
Weszły obiedwie do gabinetu bankiera.
Vandame, z wyrazem głębokiej boleści na obliczu, z zaczerwienionemi oczyma, siedział w tem samem miejscu, gdzie Verrière go pozostawił.
Łzy jedna po drugiej spływały mu na blade policzki. Spostrzegłszy Anielę, ukrył twarz w dłoniach. Jedno spojrzenie wystarczyło dziewczęciu aby odgadła wszystko. Ból ostry przeszył jej serce; zachwiała się i, by nie upaść, zmuszoną była wesprzeć się na ramieniu siostry Maryi.
— Ojciec więc nie chciał cię wysłuchać? — szepnęła zalewdie dosłyszanym głosem.
— Wysłuchał mnie...
— A zatem...
— Liczę na twój honor mężczyzny, żołnierza — odpowiedział; — liczę, iż nie zechcesz podtrzymywać w mej córce płonnych, chimerycznych nadziei!