Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jest to człowiek około sześćdziesięciu lat mieć mogący...
— Zdaje się...
— Nazywa się on Edmund Béraud?
— Podał mi to nazwisko... podpisał nim depeszę, zapisałam je więc w meldunkową księgę, prócz tego jednak, żadnych innych objaśnień otrzymać od niego nie zdołałam.
— Dlaczego?
— Ponieważ nie chciał mi oddać dowodów legitymacyjnych.
— Jakto? odmówił złożenia ich pani?
— Wprost i stanowczo odmówił, utrzymując, iż moje żądanie było zuchwalstwem w tym razie. Ten człowiek od chwili swego przybycia złe wywarł wrażenie tak na mnie, jak i na całym naszym służbowym personelu... Dziwny ma sposób zachowania się... Trwoga, jakiej nie jestem w stanie wytłumaczyć, opanowywała mnie wobec niego.
Komisarz do spraw sądowych, czyli raczej osobistość, która się nim mianowała — odrzekł z powagą:
— Przestrach instynktowny, o jakim pani mówisz, ma swoją racyę bytu... nie był on daremnym... Dowiedz się pani, iż obecnie masz w swoim hotelu jednego z najniebezpieczniejszych hultajów... łotra, zdolnego do spełnienia najczarniejszych zbrodni!...
Zarządzająca, blada jak marmur, wzniosła ręce w górę, wołając:
— Boże miłosierny! — zatem przeczucia nie omyliły mnie!... Byłżeby ów podróżny zbrodniarzem?
— Tak, pani... Szczęściem, powiadomiono nas o jego bliskiem przybyciu do Paryża. Agenci nasi śledzili go od Marsylii. Tym sposobem wiedzieliśmy o depeszy, jaką pani nadesłał.
— Cóż pan czynić zamierzasz?
— Przyaresztuję tego człowieka.