Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wego papieru, z których większa część nosiła signum statków parowych i dróg żelaznych różnych krajów.
Arnold wzdrygnął się pomimowolnie.
— Byłżeby to on? — rzekł zcicha.
I zapuścił aż po oczy swój kaptur, ażeby okryć cieniem wyższą część twarzy.
Fiakr zbliżał się, pędząc szybko i obrzucając błotem przechodniów.
Przybywszy przed Hotel Indyjski, zatrzymał się nagle.
Czatujący nikczemnik uczuł, jak gdyby na chwilę serce w nim bić przestało.
Otwarto bramę hotelu.
Mężczyzna w podeszłym wieku, trzymający w ręku małą podróżną walizkę, wysiadł z fiakra i skoczywszy rześko na chodnik, wszedł do hotelu, z którego dwóch służących wybiegło na jego spotkanie.
Edmund Béraud, znany czytelnikom w Kalkucie, podczas jego bytności u Mortimera, szedł wprost do biura hotelu, mówiąc posługującym:
— Poznoście moje pakunki powiedzcie woźnicy, aby zaczekał. Zresztą, wynająłem go na godziny.
Wykonano bezzwłocznie zlecenia podróżnego i oba skórzane kuferki zniesiono z wierzchołka fiakra, ustawiwszy je w hotelowym przysionku.
Były kupiec dyamentów wszedł do biura hotelu, gdzie kobieta, pełniąca obowiązki sekretarki, pozdrowiła go skinieniem głowy.
— Odebrałaś pani zapewne w dniu wczorajszym mój telegram? — zapytał Béraut — telegram, wysłany z Marsylii?
— A!... zatem mam honor mówić z panem Edmundem Béraut?
— Tak... ja nim jestem.
— Apartament, zatrzymany dla pana, jest gotów.
— Każ pani służbie tam mnie zaprowadzić.