Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czas upływał.
Uderzyła dwunasta w składzie kupca win.
„Gdyby milioner, wsiadł był na pociąg w Tulonie, wychodzący o dziesiątej, myślał sobie Desvignes, byłby już przed hotelem, woźnica bowiem nie opóźniał się z jazdą, w taką niepogodę. Sprawdziły się moje przewidywania; — wsiadł w Marsylii na pociąg wieczorowy, i w tej chwili dojeżdża po Paryża.
O w pół do pierwszej zapłaciwszy za śniadanie, wstał, a spojrzawszy znacząco na Trilbego, wyszedł z restauracji.
Deszcz zmniejszył się nieco, horyzont jednak pozostał czarnym, jak pierwej, grożąc otwarciem się wszystkich upustów niebieskich.
Były sekretarz bankiera z Kalkuty przechadzał się zwolna wzdłuż trotuaru ulicy Joubert; postąpiwszy kilkanaście kroków, wracał się znowu, aby nie stracić z oczu Hotelu Indyjskiego. Chwilami przystawał w bramie domu, naprzeciw położonego.
Ubiór, jaki miał na sobie, pozwalał mu chodzić, wracać, zatrzymywać się, bez zwrócenia na siebie niczyjej uwagi.
Przechodnie w rzeczy samej brali go za miejskiego strażnika, będącego na służbie.
Gdy tak ściśle straż swą wypełniał, czas wydawał mu się nieskończenie długim. Co kilka minut dobywał zegarka, spoglądając nań, poczem słał spojrzenia w odległość ulicy Joubert’a, spodziewając się ujrzeć powóz obładowany bagażami, a w nim podróżnego, na którego tak oczekiwał.
— Druga godzina!... — wyszepnął. — Co to znaczy? On już oddawna być tu powinien... Co się tam stało?
W chwili, gdy stawiał to zapytanie, dostrzegł nagle dużego fiakra z galeryjką u wierzchu, jadącego od strony Chaussée-d’Autin, a skręcającego na ulicę Joubert. Ów fiakr, zaprzężony we dwa małe bretońskie koniki, szybko jechał.
Na wierzchołku widać było przymocowane dwa żółte, skórzane kuferki, pokryte rozlicznemi kartkami różnokoloro-