Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

∗             ∗

Jak wiemy, były sekretarz z Kalkuty, rozłączywszy się z Trilbym i Scottem, jechał na stacyę Winceńskiej drogi żelaznej.
Pociąg miał wyruszyć o trzeciej godzinie. Ów pociąg obsługiwał wszystkie stacye, położone na linii, aż do Brie-Comte-Robert.
Ku której z nich dążył Arnold Desvignes? Nie zdecydował się jeszcze stanowczo w tym względzie i kupił bilet do najdalszej na linii, to jest do Brie-Comte-Robert.
Pociąg miał wyruszyć za chwilę. Wszystkie sale pootwierano. Wybiegłszy z pośpiechem, wsiadł do wagonu pierwszej klasy.
Po upływie kilku sekund dwaj oficerowie artyleryi wsiedli do tegoż samego przedziału.
Mniemany anglik z amerykańską swobodą rozłożył się na poduszkach kanapy i przymknąwszy oczy, spać się zdawał. Mówimy zdawał, ponieważ w rzeczywistości nie spał on wcale, ale rozmyślał, lecz wkrótce natężył słuch pomimowolnie, gdy dwaj oficerowie zaczęli pomiędzy sobą rozmowę.
Jeden z nich, dwudziestoczteroletni blondyn, zagadnął drugiego:
— Byłeś więc w ministeryum?
— Byłem... — odrzekł jego kolega, porucznik, jak on, wyróżniający się typ wojskowego, postać otwarta, energiczna, z regularnemi rysami twarzy, oczyma jaśniejącemi inteligencyą i silną wolą, ciemnemi, krótko obciętemi włosami, z małym wąsikiem nad zwierzchnią wargą.
— I cóż się tam dowiedziałeś? — zapytał pierwszy.
— Nader ważnej rzeczy... Admirał Courbet żąda przysłania sobie posiłków, możemy więc wkrótce tak ty, jak ja, pójść do Tonkinu, zmierzyć się z czarnymi.