Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie smuci mnie ta wiadomość. Lubię morze, a nadewszystko podróże. Zresztą, możemy tam rychlej, niż we Francyi, dosłużyć się awansu. Skoro się tam bija, pośpieszmy.
— Powrócimy kapitanami... — odrzekł ów brunet porucznik z uśmiechem. — Dzieliłbym w zupełności twe zdanie — dodał po chwili — gdyby Tonkin, na nieszczęście, nie był tak daleko.
— Zostawiasz swą ukochaną we Francyi, wszak prawda?
— Nie przeczę...
— Przyznaj-no, Vandame... na seryo tą miłością jesteś zajętym?
— Kocham to dziewczę z całego serca... całą mą duszą... ze wszystkich sił moich... i sądzę, że jestem nawzajem kochanym.
— Sądzisz zaledwie...
— Sądzę i spodziewam się... mam nadzieję... Nie mogę powiedzieć, że jestem pewien, nie otrzymawszy od niej żadnego wyznania.
— Z dziewczęciem uczciwem a szczerem nie potrzeba wyznań, aby odgadnąć, co się dzieje w jej sercu.
— Aniela jest wcieloną szczerością i szlachetnością... jestem pewien jej dla siebie przyjaźni... lecz co do miłości twierdzić się obawiam.
Na wymówione głośno imię Anieli, Arnold Desyignes otworzył oczy i utkwił je w obliczu oficera.
Vandame mówił dalej:
— Ona jest jeszcze tak młodem dzieckiem, iż nie znać może rodzaju uczucia, jakie zbudziło się w jej sercu.
— Zatem ty powinieneś widzieć za dwoje.
— Bezwątpienia... lecz nic nie nagli... Dlaczego rzecz tę przyśpieszać? Miłość zarówno dobrze żyje nadzieją.
— Tak... lecz gdy będziesz zwlekał swe oświadczyny ojciec wydać za mąż ją może.