Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXI.

— I ten nie jest bogatym... — zaczął Misticot. — Ach! on panią również uwielbia! Nieraz mówił mi o pani u mamy Perrot, gdym chodził do niej po odbiór upranej bielizny.
— Mój kuzyn, Eugeniusz Loiseau, jest bardzo uczciwym człowiekiem — zaczęła Aniela. — Mimo, iż znam go niewiele, mam dla niego prawdziwy szacunek. Przyjdź do nas, moje dziecię, pomówimy o tych zacnych ludziach, którzy są twymi przyjaciółmi.
— Będę korzystał z łaskawego pani zaproszenia... przyjdę któregokolwiekbądź dnia napewno. Tymczasem proszę, nie zgub pani ofiarowanego ci przezemnie medalika, gdyż mam to pewne przekonanie, iż on ci szczęście przyniesie.
— Będę go pilnowała starannie! — odrzekło dziewczę z uśmiechem.
To mówiąc, weszła do biura rachunkowego wraz z siostrą Maryą, aby tam złożyć ofiarę, i zażądać pozwolenia na zwiedzenie rozpoczętych budowli.
Misticot zajął się sprzedażą swego towaru, nie z takim jednak jak wprzódy zapałem, skutkiem albowiem otrzymanego skaleczenia, dokuczał mu silny ból głowy.
— Ach! zacne dziewczę... — myślał sobie. — Niedumna bynajmniej, chociaż ma ojca bankiera i tak wspaniały powóz. Nie wstydzi się swoich ubogich krewnych, co rzadko spotykać się daje. Gdyby została mą protektorką mógłbym otworzyć księgarnię... Jakże szczęśliwym byłbym natenczas!
Aniela jednocześnie mówiła do swojej kuzynki:
— Podoba mi się ten chłopiec. Dobre w nim serce, uczciwa, zacna natura... Radabym przyjść mu z pomocą.
— Zasługuje on, byś się zajęła jego przyszłością — odpowiedziała zakonnica. — Odgadłam szlachetną duszę w jego spojrzeniu... Nie powstydzisz się za swego protegowanego, jestem tego pewną.