Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/612

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jego przyszły zięć, i powiększyć jeszcze więcej swój kredyt, olśniewając swoich gości, wygłoszeniem publicznem olbrzymiej cyfry posagu, jaki dawał córce.
Dwa miljony!... to nie żarty. Jakże bogatym musi być ten, który bez szkody dla interesów, dać może córce w gotówce dwa miljony!...
Musiemy dodać, że całe to świetne zebranie otaczała jakaś atmosfera, zimna i smutna. Oprócz narzeczonego, który imponował swoją zwykłą arogancyą i pewnością siebie wszyscy zdawali się być jakby jacyś nieswoi, niepewni i zakłopotani... niewyłączając nawet gospodarza domu.
Jakób Lambert, pomimo energii i wysiłku woli, aby się okazać spokojnym i wesołym, nie mógł zapanować nad sobą; zdradzał niepokój i silne wzruszenie...
Lucyna, piękna jak anioł, ale blada jak śmierć, w stroju narzeczonej, mogłaby jakiemu wielkiemu artyście służyć za model do posągu Boleści i Rezygnacyi. Gdy wybiła godzina dziesiąta, twarz jej przybrała wyraz takiego cierpienia, że ojciec zbliżywszy się do niej, ostrzegł ją po cichu mówiąc:
— Na Boga!... dziecię moje... odwagi!...
— Będę jej miała dosyć, mój ojcze — wyszeptała głosem prawie niedosłyszalnym.
— Notarjusz już przybył — mówił dalej kapitan — jeżeli pozwolisz kochana córko, może rozpocząć czytanie intercyzy?...
Lucyna podniosła na niego swoje duże oczy i odpowiedziała stanowczo.
— Czy nie pamiętasz ojcze moich warunków!?... Do