Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/613

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

póty nic nie podpiszę, dopóki się nie dowiem z pewnością, że Piotr Landry jest wolny i bezpieczny!...
— Któż ci tę pewność da!?...
— Uspokój się pod tym względem... jak tylko niebezpieczeństwo minie będę natychmiast uwiadomiona...
Jakób Lambert nie mógł nalegać, powstrzymał zniecierpliwienie, tem nowem opóźnieniem spowodowane, zbliżył się do Maugirona i zamienił z nim kilka słów, których nikt nie słyszał.
Zaproszeni goście, patrząc na Lucynę z głębokiem współczuciem, szeptali.
— Po co nas tu zaproszono?... to wcale nie wygląda na wesele!... prędzej na pogrzeb chyba!... Biedna dzieweczka... taka piękna... zmuszają ją widać... Poświęcenie robi widocznie!... Wygląda jak ofiara...
Kobiety dodawały jeszcze ciszej:
— A jednak pan młody jest wcale przystojny chłopiec!... A może panna Verdier inną miłość w sercu żywi?...
Tak minęło pół godziny, długie jak wiek nietylko dla aktorów głównych, ale nawet i dla obojętnych widzów tego dramatu.
Wtem, na schodach, powstał jakiś hałas niezwykły, kłóciły się ze sobą dwa głosy: basowy, pani Blanchet i ostry sopran Motyla.
Chłopiec chciał koniecznie, bez żadnej zwłoki, widzieć się z „córką pryncypała,” jak ją nazywał, a wdowa po poruczniku straży ogniowej wpuścić go w żaden sposób nie chciała...
Lucyna usłyszawszy sprzeczkę wybiegła z sali, a zobaczywszy chłopca, wyciągnęła ku niemu obie ręce.