Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/597

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jedna jest tylko rzecz — rzekł Wiewiór — pragnąłbym jeszcze dziś tę mieć przyjemność i policzyć owe sto tysięcy franków, o których mowa.
— Popadasz w niedorzeczność, mój biedny chłopcze! — odpowiedział Strączek. — Zkąd u diabła chcesz abym ci wziął taką sumę dziś wieczór?... Wyobrażasz sobie może, że się trzyma sto tysięcy franków, tak w kieszeni na drobne wydatki?...
— Więc nie możesz mi zapłacić w tej chwili?
— Nie!... ani newet marzenia nie może być o tem!...
— A więc niech dobre moje dzieło... koniec uwieńczy!... Patrz, jak jestem wyrozumiały, daję ci czas... do jutra...
— A ja żądam do pojutrza!...
— Dla czegóż to?...
— Dla tej ważnej przyczyny, że nie dostanę posagu aż jutro wieczorem, po podpisaniu kontraktu...
— Gadaj mu tam kochanku!... nie słyszę nic a nic na to ucho!... Masz przecież pewno u jakiego bankiera ulokowane kapitały!... jeżeli ich nie masz, poproś teścia niech ci da na rachunek!... Cóż u diabła! takie rzeczy praktykują się przecież!... A ja nie głupim!... Gdybym się zgodził na odłożenie terminu odebrania pieniędzy, aż po podpisaniu intercyzy, to i ty przecież, raz schowawszy posag w kieszeń, odesłał byś mnie do miljona dyabłów bez skrupułu!... Na to ja nie mogę pozwolić....
— Zaiste wzruszająco zaufanie!... — zawołał Maugiron śmiejąc się.
— Przynosi ono zaszczyt nam obudwu!... jesteśmy