Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/577

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ośmiela się żądać twojej ręki... i widać jak nikczemnym mnie uważa jeżeli ośmielił się mi to powiedzieć!...;
Lucyna krzyknąwszy odskoczyła; przez kilka chwil była jakby piorunem rażoną.
— Widzisz więc — rzekł smutnie Jakób Lambert — widzisz... czyż nie lepiej bym zrobił gdybym milczał...
— A zatem, ten nikczemnik myśli o mnie... — wyjąkała młoda dziewczyna, prawie nie wiedząc co mówi; on chce abym została jego żoną!...
Kapitan schylił głowę nie odpowiadając nic.
— Więc zapomina o wszystkiem!... więc to co było jest niczem dla niego — mówiła dalej Lucyna — Niepamięta, że spotwarzył moją matkę!... nie chce wiedzieć o tem, że w kajucie Tytana chciał zamordować ciebie mój ojcze, i że ty strącając go w fale portu, tylko życia swojego broniłeś!... On o tem wszystkiem zapomina!?...
— On tylko pamięta jedną rzecz.. — mówił Jakób Lambert — pamięta, że jestem w jego mocy!... i tę sytuacyę okrutnie chce wyzyskać!...
— Ale ja mam narzeczonego, mój ojcze — odpowiedziała młoda dziewczyna — narzeczonego którego kocham, i który ma zostać moim mężem...
— Co to obchodzi Maugirona?... On nie chce nawet przypuścić możliwości przeszkód!... Wola jego jest nieugięta!... Dla niego dwa tylko mogą być zakończenia: jednem jest jego małżeństwo z tobą; drugim, moja zguba.
— Taki związek byłby potworny!... on jest niemożliwy mój ojcze!...
To przecież ja wiem dobrze!... To też nie pozostawiając mojemu prześladowcy cienia nadziei odpowie-