Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/506

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Widocznie dyskusja miała na nowo rozpocząć się z równą zaciętością i uporem...
Piotr Landry uważał za stosowne i przyzwoite przerwać ją.
— Sprawa roztrzygnięta!... — rzekł — dosyć tej gadaniny moje dzieci!... trup był żywy i basta!... nie ma już co do tego żadnej wątpliwości!... Powiedz nam tylko jeszcze malcze, czy ci twój kolega Plantapot nie powiedział przypadkiem co o wieku topielca i jego zewnętrznym wyglądzie?... Co?... Młody to był człowiek czy stary?...
— Plantapot mi mówił, panie Piotrze, że był to młody człowiek, mogący mieć dwadzieścia ośm do trzydziestu lat, przystojny... włosy czarne... bródka i wąsy ditto... jednem słowem... no!... przystojny chłopiec!...
— Robotnik, czy mieszczanin? — pytał dalej podmajstrzy...
— Trudno było dobrze rozpoznać, bo całe ubranie było przemoczone... do nitki... wyglądał jak zmoczona kura... a to trudno poznać, jaki tam człek, jak szyku krawieckiego nie znać na nim!... Zdaję się jednak, pomimo to, że facet wyglądał na coś lepszego...
— Dziwna rzecz!... — pomyślał Piotr Landry — byłem nad brzegiem wody chodząc wzdłuż bulwaru właśnie w chwili, w której ów facet jak mówi Motyl, z własnej woli, czy z czyjej, dawał nura pod wodę tuż zaraz niedaleko, a ja nic nie widziałem i nic nie słyszałem!... Musiał przecież krzyczeć, ten człowiek, słowo honoru daję dziwna rzecz!...
Podczas kiedy podmajstrzy tak sobie szeptał, Jakób Lambert i Lucyna opuściwszy pokój jadalny, wyszli z głó-