Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/507

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wnego mieszkania, i zatrzymali się na najwyższym schodku ganka.
— Co to się stało, mój ojcze? — spytała młoda panienka — i dla czego wszyscy nasi robotnicy zebrali się tam około Piotra Landry?...
— Pójdziemy tam to się dowiemy!...
Ex-kapitan Atalanty wziąwszy pod rękę Lucynę, podszedł do grupy i skoro tylko mógł być usłyszanym, powtórzył głośno pytanie jakie mu przed chwilą zadała Lucyna.
— Co to się stało, moi drodzy?...
Piotr Landry wyszedł z koła, którego środek zajmował, zdjął czapkę i zbliżywszy się do Jakóba Lamberta, odpowiedział!
— Nic takiego coby mogło bardzo zainteresować pana, panie Verdier, albo panią, panno Lucyno... Mówią tu ludzie o jakimś wypadku, czy też zbrodni, nikt napewno nie wie, która się podobno zdarzyła dziś w nocy, tuż obok zakładu na rzece.
— Wypadek?... zbrodnia?... powtarzał Jakób Lambert, blednąc nagle...
— No tak, proszę pana, między północą a pierwszą godziną rano, wyciągnięto z wody człowieka, jak się zdaje, naprzeciw składu hurtownego żelaza panów Bourgoing...
— Trupa, zapewne? — wymówił ex-kapitan głosem zmienionym.
— Jedni mówią że tak... inni mówią że nie... ale z opowiadania Motyla, które mi się nie wydaje kłamliwem