Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Rozumie się, że jestem panem, i sama suma jest rzeczą małej wagi.
— A zatem...
— Niechnoby się dowiedziano, że ja żywię wybornie i dobrowolnie wypuszczam bez zapłaty takich łotrów jak ten pan, wszyscy łajdacy zgłodniali i jak to najczęściej bywa smakosze z całego Paryża i przedmieść a nawet diabli wiedzą zkąd zlataliby się do mnie, zjadali moje nowalijki i wysuszali moją piwnicę!.... Nie pozostałoby mi nic więcej jak tylko pojutrze zlikwidować moje interesa. Kłaniam uniżenie! Wezwę go po raz trzeci i ostatni. Potem niech płaci, albo niech idzie do kozy!
I restaurator udał się do gabinetu.
Wszystko to obudziło i podniosło uwagę cieślów.
Nadstawili uszów i za chwilę usłyszeli głosy podniesione, krzyki, kłótnie i wrzaski.
Trwało to kilka sekund, potem drzwi się gwałtownie otworzyły i osoba z powodu której cały ten hałas i skandal powstał, weszła do salonu wcale nie tryumfalnie. Mężczyzna jakiś krzycząc z całych sił, i klnąc na czem świat stoi, wyrywał się z rąk dwóch służących, którzy go trzymali każdy za jedną rękę, podczas gdy trzeci popychał z tyłu zmuszając aby szedł dalej.
Właściciel zakładu zamykał pochód.
Dwie osoby nieokreślonego wieku należące do płci żeńskiej (której wcale nie robiły zaszczytu) szły ostatnie jęcząc i skomląc przeraźliwie, zasłaniając wyperfumowanemi chustkami oczy i twarze wybielone i wyróżowane.
Schwytany na gorącym uczynku oszust był człowiekiem około lat trzydziestu, włosy miał gęste i bujne tłusto