Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tni raz sam go wezwę do zapłacenia, a potem poślę po policyę, aby go wzięła do kozy!...
— To bardzo pięknie — rzekł pan Raymond — ale jeżeli ten jegomość nie ma w istocie pieniędzy, co panu z tego przyjdzie?
— Najpierw to mi przyjdzie, że nie będę bezkarnie oszukiwany. A potem widzisz pan, tego rodzaju ludzie mają zwykle jakąś ciemną przeszłość, którą na wszystkie sposoby ukrywają. Policya i komisarz to na nich postrach okrutny. Oni doskonale wiedzą, że jak się raz w pazury policyi dostaną, już się z nich tak łatwo nie wyrwą. To też gdy widzą, że już z niemi źle, bodaj z pod ziemi wydobędą pieniędzy... albo się rozstają z jakim źle nabytym klejnocikiem... albo piszą do przyjaciela... dawnego wspólnika, od którego pod postrachem wydania jego dawnych sprawek, wyłudzić zdołają dosyć pieniędzy na zapłacenie rachunku.
— Tak, — odrzekł budowniczy, uśmiechając się z przymusem, ale zdaje mi się, że pieniądze takie w każdym razie z niebardzo czystego źródła pochodzą....
— O! ja nie przeczę, ale to mnie nic nie obchodzi. Nawet nie nmywam rąk po ich dotknięciu. Należy się — płacą mi... a reszta, nie moja rzecz...
— To niby racya i ja rozumiem, że pan masz słuszność za sobą. Ale na pana miejscu, wolałbym lepiej stracić pięćdziesiąt franków, niż sobie robić tyle kłopotu.
— Ależ panie, czyż to jest możliwe — wykrzyknął restaurator.
— Czyż pan nie jesteś panem u siebie?...