Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zy zabić się w tej chwili, niż znieść taki wstyd!... Na samą myśl takiego zrównania się ze złodziejami i rozbójnikami, moja dusza się wzdryga, i wszystka krew ścina mi się żyłach.
— Uspokój się, panie Andrzeju — zawołał podmajstrzy — nic podobnego panu się nie zdarzy, daję panu słowo honoru uczciwego człowieka, a pan wie dobrze że jestem człowiek uczciwy... skarga pana Verdier nie dojdzie rąk prokuratora cesarskiego...
— Któż temu przeszkodzi?...
— Ja!...
Andrzej patrzył na Piotra z głębokiem podziwieniem.
— Czyś się zastanowił nad tem co mówisz, Piotrze — spytał.
— Kochany panie Andrzeju — mówił dalej stary robotnik tonem czułego wyrzutu — oto pytanie, które w twoich ustach i w takiej chwili, robi mi bardzo wielką przykrość!...
— O! bądź pewnym Piotrze, że nie wątpię o tobie, ale to coś mi powiedział, wydaje mi się tak dziwnem!...
— Tak, tak, to prawda!... to jest dziwne, przyznaję... ale to czysta prawda, zaręczam panu...
— Jakież wszechwładne środki posiadasz po temu, aby zmienić postanowienie pana Verdier?...
— Nie pytaj się pan mnie o to, panie Andrzeju, niemógłbym odpowiedzieć panu, bo tajemnica ta nie jest wyłącznie moją... To tylko pewna, powtarzam panu i przysięgam, że skarga nie pójdzie!... Nie masz się jak na teraz czego obawiać... masz pan czas do działania, a może