Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Podczas kiedy się oddawał temu przyjemnemu zatrudnieniu, Wiowior kończył:
— Wszystko to dobrze, tylko jest w tem coś, co mi się nie wydaje sprawiedliwem... mówię ci tak między nami w cztery oczy... i to mnie gryzie!...
— Cóż to takiego? — spytał Maugiron.
— Trzech nas przecież było do interesu tej nocy?... Nieprawdaż...
— No trzech!...
— Ty któryś nam wskazał robotę... Gobert i ja, którzyśmy ją wykonali...
— No więc i cóż ztąd kolego Wiewiórze?
— Oto ztąd to: myśmy się przecież narażali więcej niż ty, i więcej napracowali to pewne... myśmy szli na niebezpieczeństwo, wtedy kiedyś ty spokojnie siedział za stołem, zajadał pasztety i popijał szampanem. Jestem daleki od robienia ci zarzutów, ale nakoniec zdawałoby mi się że z prawa legalnego, zyski powinny być podzielone na trzy równe części... Wyniosłoby to na każdego po dwadzieścia trzy tysiące trzysta trzydzieści trzy franki, trzydzieści centimów...
— Fiu, fiu! Wiewiórze — wykrzyknął Maugiron śmiejąc się — nie pomyślałem żebyś tak doskonale umiał rachować!...
Bandyta rad był z siebie...
— Tak — odpowiedział — nieźle rachuję. Za młodu pilnie się uczyłem arytmetyki, i na dobre mi to wyszło!...
— Krótko mówięc — odrzekł Maugiron — jesteś zdania że przyznając sobie trzydzieści pięć tysiący franków to jest połowę zdobytej sumy i zostawiając wam ka-