Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ki talarów, portefele wypchane biletami bankowemi, są to jak świece przyciągające motyli... Wcale mi się niepodoba ten wiercipięta, panie Andrzeju!... Przystojny chłop... nie przeczę... ale z jego oczu dobrego nic nie widać!... Gdyby mi kto powiedział że to łotr z pod ciemnej gwiazdy nie zdziwiłby mnie tem wcale!...
— Łotr!... pan Maugiron!?...
— Dlaczegóżby nie?...
— Ależ on jest bogaty... bardzo bogaty...
— To on sam panu o tem powiedział...
— Jego powierzchowność, jego utrzymanie domu, jego obejście, wszystko przekonywa...
— Niech pan daruje panie Andrzeju, ale wszystko to, według mnie, niczego nie dowodzi..
— Jakto?...
— Że się tam w pokojach u niego świeci!... ale kto wie czy to zapłacone!?... Przecież umeblowanie, pudło czterokołowe, kogut angielski i piękne ubranie, to może być wszystko wzięte na kredyt....
Pan de Villers wzruszył ramionami.
— Oto — rzekł — przypuszczenia niesprawiedliwe i najzupełniej bezzasadne!... Stanowisko pana Alberta Maugiron jest znane... Stoi on na czele bardzo znacznego przedsiębiorstwa...
Stary Piotr nie odpowiedział nic, ale się skrzywił znacząco.
Andrzej kończył.
— Wreszcie mam pewność, że cel tych jego u nas wizyt jest zupełnie poważny i nie ukrywa, żadnych wstecz-