Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nych myśli, a pan Maugiron nie myśli wcale ubiegać się o pannę Lucynę Verdier...
— Pan masz tę pewność, panie Andrzeju? — spytał podmajstrzy, wpatrując się badawczo w młodego człowieka.
— Tak — odpowiedział Andrzej — mam pewność materyalną... Proszę więc zatem, Piotrze, powściągajcie się co do niego, od wszystkich niegrzecznych uwag; zranilibyście mnie osobiście, bo pan Maugiron bardzo się żywo mną zajmuje, i właśnie ma mi oddać wielką przysługę, która będzie miała znaczny wpływ na moje przyszłe szczęście...
— Ale, tej przysługi jeszcze panu nie oddał — dorzucił cicho podmajstrzy.
— Od dziś za trzy dni odda mi ją...
— I nic nie żąda w zamian za to od pana?
— Nic...
— Kiedy tak, to tem lepiej... jestem stary warjat... Pomyliłem się pewnie... Nie powiem nic już więcej — mruczał Piotr.
Potem dodał zupełnie cicho:
— Ale ja swoją drogą będę go miał na oku!...