Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Aha! — spytał kassyer tonem surowym — czy to o panu Maugiron mówisz?
— O panu Maugiron... tak, tak.. o kimżeby innym...
— Jeśli o nim mówisz, to co ma znaczyć ten ton, i ten sposób wyrażania się, proszę cię?
— To znaczy, że jestem człowiek otwarty, i jak niecierpię jakiej osobistości, to już nie przemogę tego na sobie abym mógł się na nią patrzeć spokojnie!...
— Więc nienawidzisz pana Maugiron?
— Serdecznie?
— Ależ to niedorzeczność?...
— Albo co?...
— Cóż wam zrobił złego?...
— Mnie?... nic zupełnie... Niechciałbym nawet żeby raczył spojrzeć na mnie przechodząc... Ale po co on tu przyjeżdża co dzień?
— Traktujemy z nim w bardzo ważnym interesie...
— Ważny interes, który ma się zawsze zakończyć... jutro, nieprawdaż, i który się nie kończy nigdy!... Pretekst wcale nie zły; ale ja mam instynkt... psi węch... i nigdy się nie mylę...
— Cóż więc przypuszczacie?...
— Ja sobie myślę poprostu, że fanfaron ten kręci się około panny Lucyny i zawraca jej głowę.
— W jakim celu?
— Chciałby się z nią ożenić!... i basta!...
— Dajcie pokój, dajcie pokój, mój Piotrze, to szaleństwo!...
— Nie tak wielkie jak się panu zdaje!.. Ona kiedyś będzie bardzo bogata, nasza kochana panienka, a wor-