Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dodała — czy pan sądzisz, że będziemy mieli dziś wizytę pana Alberta Maugiron?
— O! nie wątpię o tem, pani...
— Z czego pan tak wnosisz?...
— Pan Maugiron, powiedział mi wczoraj, że będzie miał zaszczyt widzieć panią dzisiejszego ranka...
— Ah! tem lepiej!... — wykrzyknęła Lucyna, której śliczna twarzyczka rozjaśniła się.
Ta radość, tak widoczna, wywarła na panu de Villers wrażenie bardzo przykre, i po raz pierwszy dała mu poznać boleść większą nad wszystkie boleści, której nie znał jeszcze, boleść podrażnionej zazdrości...
— Pani się zdaje być bardzo uszczęśliwioną z tej wizyty? — wyjąkał z wyrazem pomięszania, i prawie nie mając świadomości tego co mówi.
Z tym instynktem we wszystkiem co serca dotyczy, tak rozwiniętym u Ewy, nawet u najnaiwniejszych, Lucyna zrozumiała, a raczej odgadła cierpienia ukryte, Andrzeja. Była niemi wzruszoną, i w tej chwili chciała uspokoić młodego człowieka.
— Z małem zastrzeżeniem, pan ma racyę — odpowiedziała uśmiechając się. — Nie jestem uszczęśliwioną, jak to pan mówisz, ale jestem zachwyconą...
— Ah! — wymówił Andrzej, dając tej prostej sylabie nacisk wymownie pytający.
— Ależ tak!... zachwyconą!... — kończyła Lucyna — i nic naturalniejszego w świecie... Wczoraj, kiedy pan Maugiron odchodził, byłam blizką zawarcia ugody co do tego wielkiego interesu, który go tu tak często sprowadza, a który ja, niemniej dobrze jak on chcę doprowadzić