Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszyscy diabli! Boję się czym sobie kulasa nie wywichnął!
— No, no, czy to na seryo!?...
— Do pioruna! ja myślę że bez żartów! Zamiast udawać głupców bezmyślnych, pomóżcie mi oto lepiej podnieść moje szczapy, i ciężkie cielsko!
Robotnicy nie śmieli się już, i pospieszyli do towarzysza, który mógł się był w istocie zranić upadając.
Dwóch z nich wzięło go za ramiona i postawiło na nogi. Stanął doskonale, pomimo iż wydawał przytłumione jęki.
— A co! lepiej ci? — zapytał jeden towarzysz...
— Hum! nie za bardzo... Tom ci się wyrżnął! — wzdychał Gobert.
— Przecieżeś sobie nic nie złamał?
— Nie... przynajmniej tak myślę... ale tu mnie strzyka! Oh! do pioruna! piecze mnie w kolanie jakby je na ruszcie położono!..
— O! ba! nic ci nie będzie! Za pięć minut ból przejdzie....
— Trzeba zaraz temu zapobiedz — odpowiedział Gobert — polizę do szynku i zrobię sobie wcieranie wódką!..
— Na wewnątrz! — krzyknął jeden z robotników. Znamy się, mój stary! kataplazm w gardziel włożysz!
Rozpoczęly się nanowo głośne śmiechy. Gobert wzruszył ramionami nie odpowiadając nic, i kulejąc poszedł drogą do szynku wiodącą.
Ten Gobert był to łotr, o bardzo podejrzanej minie. Wiek jego był nieoznaczony. Małe niezliczone zmarszczki krzyżowały się na jego pargaminowej brudnej twarzy.