Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trumny, dla wstępnego sprawdzenia odbędzie się tu na miejscu?
— Takiem jest moje zdanie — odpowiedział paryzki sądownik.
Jeden z robotników zbliżył się do trumny z narzędziem do odkręcania śrub. Pisarz usiadł na jednym z kamieni grobowych, położył na kolanach swój portfel a na nim arkusz papieru stemplowego, i przygotował się do zredagowania protokułu tej ponurej ceremonii.
— Wykręć śruby — rozkazał prokurator ź Beauvais.
Filip, od chwili otworzenia grobu, z prawdziwym talentem aktorskim, przybrał wyraz odpowiedni do okoliczności.
W chwili ukazania się trumny, lewą. ręką zdjął z głowy kapelusz, prawą przyłożył chustkę do oczu, aby obetrzeć łzy, których naturalnie nie było.
Baronowa de Garennes klęczała i zakrywając twarz obu rękami, udawała ze płacze.
Raul z oczami wlepionemi w trumnę, czuł w swem sercu odradzającą się tę boleść głęboką, jakiej doświadczał w chwili pogrzebu wuja.
Dwie wielkie łzy spływały po jego bladych policzkach.
Śruby zostały wyjęte. Człowiek odkręcający je zdawał się mieć wiele trudności.
— Spiesz się — rzekł mu szef Bezpieczeństwa.
— Robię jak mogę najlepiej, panie... — odrzekł — drzewo spęczniało wskutek wilgoci, śruby zardzewiały, i strasznie je trudno wykręcić.
Nakoniec robota ta została skończoną.
— Cóż teraz mam robić? — zapytał robotnik.
— Podnieś wieko.
Uczynił to w jednej chwili.
Zdziwienie i przerażenie odbiło się na twarzach wszystkich obecnych, z wyjątkiem baronowej i Filipa.
Okrzyk wyrwał się ze wszystkich piersi.
Czytelnicy znają przyczynę tego zadziwienia i przerażenia.
W otwartej trumnie ujrzano ziemię pokrytą kilku garściami słomy.
Prokurator paryzki włożył rękę w ziemię aby zapewnić czy nic się tam nie ukrywało, i patrząc w oczy panu de Challins, zawołał:
— Co to znaczy? Jakaż ta nowa zbrodnia, nowa profanacya?
Raul pomięszany, jakby szalony, stał osłupiały, z oczami strasznie rozszerzonemi.
— Do pana mówię! — rzekł prokurator Rzeczypospolitej — odpowiadaj pan!
— Kuzynie! — rzekł Filip — kładąc rękę na ramieniu nieszczęśliwego młodzieńca. — Wszak to ty sam jeden, byłeś przy włożeniu trupa do trumny, ty sam towarzyszyłeś furgonowi przewożącemu zwłoki mego wuja... A zatem tylko ty jeden możesz wyjaśnić tę zagadkę? Co się stało z ciałem hrabiego de Vadans naszego wuja? Wszak musisz wiedzieć? Odpowiadaj!
Pan de Challins myślał.
— Albo śnię, albo jestem szalony!
I uczuł szaleństwo ogarniające jego umysł, wobec tego położenia jedynego w swoim rodzaju, które zdawało się bez wyjścia.
— Mój kuzynie... panowie... — wyjąknął z pomięszaniem łatwiejszem do zrozumienia aniżeli do opisaniu. — Jak wy również jestem w najwyższem oburzeniu, i przerażeniu, jak wy patrzę i nie rozumiem.
— Co do mnie panie de Challins — rzekł szef Bezpieczeństwa — rozumiem, że opinia publiczna nie myliła się! Vox populi, vox Dei!... Rozumiem, że hrabia de Vadans umarł otruty i usunięto jego ciało, ażeby przeszkodzić sprawiedliwości znaleźć materyalny dowód zbrodni! Ale nie przewidziałeś wszystkiego, panie de Challins. Nie pomyślałeś, że zniknięcie ciała jest także dowodem... Dowodem stanowczym. Brak trupa w tej trumnie potępia cię!
Raul czuł straszną suchość w gardle, język wyschnięty przylepił mu się do podniebienia.
Chciał mówić...
Żaden choćby najcichszy ton nie wydobył się z jego ust, ruchy jego wydawały się jak gdyby człowieka pozbawionega zmysłów.
— Jakto — rzekł Filip udając oburzenie — brak ci słów na zbicie oskarżenia ciążącego na tobie! Zwłoki zniknęły! co się z niemi stało? Ohydne dzieło zostało spełnione! Kto z niego korzystał? No Raulu, broń się!
I chwytając go za ramię potrząsnął nim gwałtownie.
— Ja! — wyjąknął nakoniec Raul odzyskując głos... — Mnie oskarżają o otrucie wuja! Mnie oskarżają o wykradzenie jego zwłok! Ależ to szaleństwo!! Wszak ty temu nie wierzysz Filipie. Nie wierzycie temu panowie?
— A zatem wytłomacz się pan — rzekł prokurator paryzki — wytłomacz jakim sposobem znajdujemy trumnę napełnioną ziemią zamiast zwłok?
— Ah! a czyż ja mogę wiedzieć? Jakim sposobem mógłbym wiedzieć? Któżby mi powiedział? Tak jak wy wszyscy, jestem wobec problematu nie do rozwiązania.
— Sprawiedliwość rozwiąże ten problemat.
Prokurator Rzeczypospolitej dał znak szefowi Bezpieczeństwa, który działając w charakterze komisarza policyi, wyrzekł następujące słowa:
— Panie de Challins, w imieniu prawa aresztuję pana!
— Nieszczęśliwe dziecko! — zawołała baronowa de Garennes płacząc krokodylowemi łzami.
— Aresztujesz mnie pan!... — powtórzył Raul, pod wpływem prawdziwego szaleństwa. — Oh! nie uczynicie tego panowie... nie postąpicie ze mną jak ze zbrodniarzem! Przysięgam wam, że jestem niewinny... przysięgam, że kochałem mego wuja, kochałem calem sercem, głęboko... że oddałbym bez żalu życie moje aby jego życie przedłużyć... Nie tylko przeciwko niemu nic nie zamierzałem, lecz pielęgnowałem z synowskiem poświęceniem, nakoniec nie jestem ani sprawcą ani spólnikiem tego świętokradzkiego zniknięcia i nie mogę zrozumieć jego powodu.
— Śledztwo wykaże prawdę i przekona pana o kłamstwie.
— A więc nie wierzysz mi pan?
— Nie.
— Jestem więźniem?
— Jesteś pan więźniem.