Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/462

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak... obawiam się, aby nie były to symptomata niebezpieczne...
— Obawiasz się może, aby szybkie polepszenie nie przeszło w stan chroniczny?
— To właśnie miałem na myśli...
— W takim razie — odezwała się Paula — nie byłoby nadziei wyleczenia?
— Niestety! proszę pani — odrzekł stary profesor. — Bo zupełne sparaliżowanie mózgu nie pozwoliłoby mu odzyskać władzy i w bardzo krótkim czasie śmierć by sprowadziło.
Paula Baltus pobladła.
— Czy pani Delariviére jest kuzynką pani? — zapytał.
— Nie, kochany profesorze. Ale pannie Baltus bardzo zależy na tem, ażeby pani Delariviére zdrową była.
I Grzegorz opowiedział w krótkości dlaczego Pauli chodziło tak bardzo o wyleczenie Joanny. Doktor V. wysłuchał opowiadania z głęboką powagą.
— Rozumiem panią i podzielam obawę. Nie chcę jej przedłużać ani chwili.
— Chodźmy zaraz do pani Delariviére.
— Powiedz mi, kochany uczniu, jaki jest zwykły stan moralny chorej?
— Głęboka melancholja.
— A stan fizyczny?
— Zadawalniający, dobrze zbudowana, bardzo nerwowa i nadzwyczaj wrażliwa.
— Czy błyski przytomności pojawiają się czasami?
— Rzadko i przechodzą tak szybko, iż nie można nawet napewno nic co do tego powiedzieć.
— Dobrze, wiem już dosyć. Prowadź mnie do chorej.
— Następnie szanowny profesor raczy zjeść z nami śniadanie, nieprawda?
— Z całego serca.
Panna Baltus wyszła dla wydania rozkazów, ale prawie zaraz powróciła.
Na progu pokoju Joanny doktor V. się zatrzymał.
— Czy pani Delariviére widuje pannę Baltus?