Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/461

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Znakomity uczony skłonił się Pauli i po przyjacielsku uścisnął ręce Grzegorza, uszczęśliwionego i dumnego z odwiedzin tak znakomitego uczonego.
— Pozwól mi, czcigodny profesorze, przedstawić sobie pannę Baltus, która, poznawszy mnie zaledwie, zdecydowała się powierzyć mi znaczną sumę na kupno tego zakładu.
— Winszuję pani — rzekł profesor — bo że nigdy fundusze jej nie były lepiej pomieszczone za to zaręczam uroczyście. Z mojej strony, a także w imię nauki dziękuję pani, żeś dopomogła doktorowi Vernier.
Paula zarumieniła się trochę, słysząc te słowa, a profesor V. mówił dalej:
— Tak więc, kochany uczniu, ustaliłeś się już zupełnie.
— Zupełnie, panie profesorze.
— Rozpocząłeś praktykę?
— Rozpocząłem, profesorze.
— I masz u siebie osobę, o której wspominasz w swoim memorjale?
— Tak, profesorze...
— Czy prowadzisz jej kurację podług tego, coś mi napisał?
— W zupełności.
— Czy dotąd rezultaty są dobre?
— Tak mi się zdaje...
— Przekonamy się o tem; wizyta moja ma podwójny cel, chciałem ci powinszować i zobaczyć chorą przed stanowczą odpowiedzią na twoje pytanie.
— Owszem, niech szanowny profesor raczy się przekonać.
— Czy napady majaczenia są częste?
— Powtarzają się coraz rzadziej i coraz słabiej.
— Czy miema je dwa do trzech razy dziennie?
— Nie, raz tylko na dwa dni...
— O jednej i tej samej porze?
— Tak.
Doktor V. zmarszczył czoło. Paula i Grzegorz czekali zaniepokojeni.
— Kochany profesorze — powiedział Grzegorz — te ostatnie napady zaniepokoiły cię, wszak prawda?