Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Panna Maximum uznała za stosowne odezwać się, co też i uczyniła w tych, słowach:
— A mnie, czy także milczeć każesz, moja droga? Pozwalam sobie zapytać się, czemu zawdzięczam odwiedziny twoje o takiej godzinie?... Po co do mnie przychodzisz?
— Po tego pana! — odparła Szmaragdowa czarodziejka, kładąc na ramieniu Gregorego rękę z gwałtownością uderzenia pięści. — Nie dla tego abym dbała o niego, Boże uchowaj!... Ah! drwię sobie z takiego franta o karczochowem sercu!... Ale nie pozwolę aby mnie okpiwano!... Skradłaś mi to!... oddaj mi to!... Nie, już nawet nie chcę, nie! nie! i nie! Ale i ty mieć tego nie będziesz!... oh! nie!
— Śpiewaj sobie zdrowo, moja kochana — odrzekła panna Maximum z zimną krwią. — Zdaje mi się, że jesteś szalona!... Powiadasz, że przychodzisz po tego pana?... Czy masz do tego prawo?
— Mam...
— I odkądże to?
— Od wczoraj... od godziny dziewiątej wieczór...
— Ah! włóczęga! — krzyknęła aktorka zwracając się ze swej strony do Gregorego. Więc to ta była tak ważna przyczyna! dlatego należało go żałować! Nie! tego już za wiele!
Założywszy dramatycznie ręce na piersiach, mówiła dalej ożywiając się:
— Temu panu potrzeba brunetki i rudej! To sułtan! to basza! Gdzież jego seraj? gdzie odaliski? Więc to my? Dziękuję ci milordzie i bądź zdrów! Nie potrzebuję cię już i zwracam tej pani która ma niezaprze-