Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— On ma dwakroć sto tysięcy rocznego dochodu — przerwała Blanka.
Eks-adwokat podskoczył na krześle tak gwałtownie, że okulary zmieniły swe położenie na jego nosie.
— Pani — rzekł tonem pełnym uszanowania — wybacz niedyskrecyi mojej, lecz człowiek mojego fachu musi koniecznie znać swoich klijentów... Z kimże mam honor mówić?
— Jestem hrabina de Nancey.
Pan Roch wstał i ukłonił się.
— Żona hrabiego de Nancey, który to miał ów głośny proces? — zapytał.
— Tak panie.
— Bardzo dobrze, pani hrabino. Chętnie interesem jej się zajmę. Otrzymamy niezawodnie dwadzieścia pięć tysięcy pensyi alimentarnej, a może i więcej. Co do przyczyny nagłego odjazdu pani hrabiny i długiej jej nieobecności, to już rzecz ułożona. Powiemy, że pan hrabia zazdrosnej natury, podejrzywał panią niewinnie i groził, że zaś zabił pierwszą swą żonę, pani ulękłaś się by w napadzie monomanii gróźb swoich nie urzeczywistnił i ratowałaś się ucieczką. Jest to całkiem naturalne, prawdopodobne i nikt zaprzeczyć tego nie może.
— Nikt istotnie.
— Jeżeli pani hrabina zechce, mogę zacząć od dziś chodzić koło pana hrabiego w jej imieniu i próbować ułożyć ten interes polubownie... Mam nadzieję, że z pośrednictwa mego pani będzie zupełnie zadowolona... Nie myślę przechwalać się, bo zarozumiałym nie jestem, ale twierdzić mogę, że wieloletnie moje doświadczenie i nie-