Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak jest. Gonił... i dogonił mnie... Wyzwał na pojedynek mego towarzysza i otrzymał ranę śmiertelną.
— Ślicznie! romantycznie! namiętnie! Czy działo się to we Francyi.
— Nie, panie... Za granicą... w Niemczech...
— Doskonale! A teraz powiedz mi pani, czy mąż nie posiada jakiego dowodu na zakazany ten stosunek? Przez dowód rozumiem jakikolwiek papier mogący być przedstawionym w sądzie... naprzykład list od pani?
— Był jeden, jeden jedyny!
— No i cóż?
— Lecz ten już nie egzystuje.
— A zatem nie ma ani dowodów przyłapania pani na gorącym uczynku, ani skargi o wiarołomstwo, ani żadnego co się zowie dowodu.
— Nie, zupełnie nic.
— Taką rzeczą sprawa pani stoi bardzo dobrze... Zresztą nie rozumiem, dlaczego mąż pani nie miałby jej przyjąć w dom napowrót, gdybyś pani objawiła ku temu ochotę... Może za powód stawić długą jej nieobecność... Chociaż w rezultacie i to złagodzić można, wytłomaczyć się w sposób uniewinniający i porozumieć ostatecznie, przypuściwszy jednak, (co jest rzeczą prawdopobną nieprawdaż), że pożycie małżeńskie nie ma dla pani powabu, że zresztą mąż rozgniewany na panią za przeszłość, pozostają alimenta, a te ja się postaram pozyskać dla niej...
— Jakaby mogła być ich cyfra?
— To zależy od majątku męża. Przypuściwszy, że mąż pani ma dwanaście tysięcy franków rocznego dochodu... co jest ładną sumką...