Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Blanka zdmuchnęła świecę, zsunęła się po schodach jak wicher, wpadła do ciemnego pokoju, który przebiegła po omacku potrącając meble, otworzyła okno i wyskoczyła niem na ogród.
Znalazłszy się na dworze, chciała uciekać lecz zawiodły ją siły; upadła na trawnik i z wielkim trudem zaledwie przyczołgała się do grupy krzaków, w gęstwinie, w których się ukryła.
Z niedostatecznej kryjówki, widziała ona front willi i okna swego pokoju. W oknach tych było ciemno, zatem Wilhelm nie mógł się tam znajdować.
Eks-ułan, istotnie, wyważywszy drugie drzwi tak samo jak pierwsze, zaczął szukać hrabiny. Nie znalazłszy jej, a niechcąc tracić czasu, poszedł wyżej i Blanka ujrzała sylwetkę jego rysującą się na szybach oświetlonego znów pokoju... Jednocześnie słabe światło zabłysło po za skromną firanką na drugiem piętrze, poczem rozproszyło się stopniowo.
Dorota zbudzona krzykiem swej pani, zapaliła lampę i odziawszy się cokolwiek, zeszła na dół.
Pani de Nancey uczuła śmiertelny dreszcz w szpiku kości.
— Nieszczęśliwa... — — rzekła do siebie — już po niej...
Kilka sekund upłynęło zaledwie, a jasno-włosa pokojowa stanęła na progu pokoju, w którym Wilhelm za pomocą swego noża próbował odrywać zamki od szaf i kufrów.
Chciała cofnąć się i uciekać, widząc wywalone drzwi i pojmując co to ma znaczyć, lecz niemiec rzucił się na nią i wciągnął ją do pokoju.