Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nadzieja ta trwała krótko.
Niemiec zatrzymał się na pierwszem piętrze, a narzędzie którego tak zręcznie używał, zaskrzypiało znów złowrogo w zamku.
Blanka ujrzawszy się w najwyższem w niebezpieczeństwie, spojrzała dokoła szukając jakiejś broni, lecz nadaremnie, nie była bowiem w nią zaopatrzona.
Nie posiadała nic! nic! nawet owego maleńkiego sztylecika, jakiego kobiety używają czasem do rozcinania kartek w nowych książkach... nawet marnego stołowego noża, na odparcie razów rzeźniczego narzędzia, w które uzbroił się bandyta...
Zamek zgrzytnął. Ząb klucza zrobił swoje, lecz rygle zostały na miejscu.
Wilhelm zrozumiał naturę tego oporu, a widząc, że wyprawy swojej nie zakończy tak cicho jak zaczął, o co zresztą nie chodziło mu bynajmniej, wiedział bowiem, że dom nie ma żadnego sąsiedztwa, wstrząsnął drzwiami tak gwałtownie, że aż ściany po bokach rozdzieliły się od góry do dołu, a zasuwy wyszły do połowy z swych osad.
Jeszcze jedno podobne wstrząśnienie, a morderca próg przestąpi...
Pani de Nancey, której przestrach wyrwał z piersi krzyk rozdzierający, wpadła do gabinetu tualetowego, zamknęła drzwi i zasunęła rygiel. Lecz jak wiemy dla złoczyńczy była to zbyt mała przeszkoda i gdyby w pokoju tym nie było innego wyjścia, nic nie byłoby jej ocaliło.
Na szczęście ukryte schody wyłącznie do użytku służby przeznaczone, łączyły go z parterem.