Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tej rozkoszy jaką wezbrało me serce? Nic w świecie nie byłoby wstanie wyrównać szczęściu, jakiego doznaję w tej chwili!... Pomyśl tylko, moja najdroższa!... Twoje dziecię! dziecię mojej Alicyi, maleńki cherubinek, maleńka istotka, którą kochać będę tak jak ciebie, ubóstwiać jak ciebie... bo istotką tą, będziesz ty... jeszcze ty... zawsze ty! Alicyo, nie odpowiadasz mi i łzy twoje nie przestają płynąć... To źle i okrutnie! Powiedz mi przynajmniej dla czego płaczesz?
— Ah! — wyjąkała biedna Alicya z podwojonem łkaniem, ściskając konwulsyjnie Pawła. — Ah! gdybym twoją żoną była, szczęście me przewyższałoby twoje... Ale dziecię które ma przyjść na świat jest dziecięciem błędu... dziecię to nie będzie miało nazwiska...
— Będzie miało moje! — krzyknął Paweł bezmyślnie przyrzekając to czego nie mógł dotrzymać pomimo najsilniejszej woli. Za życia bowiem hrabiny de Nancey, nie mógł nawet dziecięcia Alicyi przyznać za swoje!
Lecz młoda dziewczyna nie wiedziała tego wszystkiego i zapytała gwałtownie:
— Będę twoją żoną?
— Wszak wiesz o tem.
— Kiedy?
— Jak będzie można najprędzej...
— Zanim się urodzi, nieprawdaż?... Oh! Pawle, najdroższy Pawle, powiedz tak!... Niechaj ma przynajmniej prawo urodzić się...
Pan de Nancey milczał.
Alicya spuściła smutnie głowę, a łzy jej na nowo zaczęły płynąć. Tak więc, bardziej niż kiedy-