Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cer lub major, cnotliwy syn, cnotliwych niemiec, miał na myśli zdradę swojej Gretchen lub Doroty...
Blanka uzbrojona w maleńką lornetkę o dwunastu szkiełkach, która jej pozostała jeszcze z lepszych czasów, studyowała martwą fizognomję starca z większą ciekawością, niż na to pozwalała etykieta.
Nagle spostrzegła jak jego ekscelencya nachylony do dostojnego ucha dostojnej osobistości, szepnął słów parę. Prawie natychmiast szkła dostojnej lornety wymierzono w hrabinę z taką natarczywością, że uczuła wielkie zakłopotanie i zaczerwieniła się po uszy.
Przyglądając się tak ładnej francuzce, dostojna osobistość uśmiechnęła się pod srebrzystemi wąsami, a kiedy położył kieszonkowy swój teleskop, oczy jego zazwyczaj szklanne, zaczęły migotać fosforycznym blaskiem, jak źrenice kota w cieniu nocy.
Ta sama historya powtórzyła się ze dwadzieścia razy w ciągu przedstawienia.
Hrabina, której zakłopotanie wzrastało w miarę jak obserwowano ją w tak znaczący sposób, nie śmiała już zwrócić oczu w stronę urzędowej loży.
Widowisko skończyło się bez żadnego wypadku. Blanka niechcąc się cisnąć przez tłum, czekała z wyjściem, aż sala całkiem się wypróżni.
Wyszedłszy, spotkała się oko w oko z panem de Hertzog na korytarzu. Radosny i szczęśliwy, wypuszał pierś swą udekorowaną, muskał szapoklak, a przy każdem poruszeniu dzwonił pękiem swoich świecideł.
— Pani hrabino — rzekł. — Pozwoliłem sobie czekać