Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W chwili gdy pan de Nancey zadrżał, drgnęła też bezwiednie Alicya.
— Pawle, — zapytała, — co tobie?... Coś się zmieniłeś dzisiejszego wieczoru... Nie probuj przeczyć... Jestem tego pewna! dobrze widziałam... — Obserwowałam cię ściśle przy obiedzie... — Byłeś smutny... —Co się stało? — Co cię zasmuca i niepokoi? — Nie mamże prawa wiedzieć o wszystkiem? a jeżeli masz troskę czyż nie przysługuje mi to prawo pocieszać cię?
Hrabia zatrzymał się.
Wziął w dłonie swoje obie ręce dziewczęcia, a dotknąwszy je ustami przycisnął do serca, czemu ona nie stawiała oporu.
— Pawle, nie odpowiadasz mi, — szepnęło łagodnie dziecię.
— Alicyo, rzekł młody człowiek drżącym głosem, stawiał bowiem całą swą przyszłość na kartę, ztąd siła jego wzruszenia była wielką, — Alicyo czy ty mnie kochasz?
— Dlaczego pytasz się o to? — Wiesz dobrze, że kocham cię tak jak tylko kochać można, więcej niż wszystko w świecie...
— Czy ufasz mi?
— Jak samemu Bogu! — Wierzyć w ciebie, jest moim obowiązkiem... Jakżebym mogła zostać żoną twoją za dwa dni, gdybym ci nie wierzyła, Pawle.
— Alicyo, a gdybym zażądał od ciebie wymownego tego zaufania, wahałabyś się?
— Ani chwili.
— Gdyby dowód ten był nawet najgorszej natury?