Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zapewne. — Nie możesz żądać odemnie nic złego... a zresztą, obowiązkiem moim jest słuchać ciebie.
Alicyo, mam do wyznania przed tobą rzeczy, od których zawisło moje szczęście... moje życie...
— Przerażasz mnie! niebezpieczęstwo ci grozi?...
— Bądź spokojna. — Niebezpieczeństwo istnieje wprawdzie, lecz ty możesz je zażegnać... Moje szczęście moje życie w twoich są rękach...
— Jakto?
— Dowiesz się... Dowiesz się o wszystkiem...
— Mów, błagam cię, mów prędzej!
— W tej chwili, nie mogę. Twoi wujostwo są w ogrodzie, tuż za nami prawie... — Mogą zbliżyć się lada chwila, a oni wiedzieć nie powinni o niczem... — Alicyo, muszę zobaczyć się z tobą tej nocy...
— Tej nocy... szepnęła młoda dziewczyna, której drobne rączęta spoczywały ciągle w rękach Pawła, — to niepodobna...
— Dlaczego?
— Sam wiesz najlepiej... Jakimże sposobem mogłabym widzieć się z tobą w nocy?
— Zdaje mi się że nie ma nic łatwiejszego... Któż ci przeszkadza pozostawić otworem drzwi od twego pokoju?
— Ah! — rzekła Alicya wyrywając ręce z ruchem pełnym obrażonej wstydliwości.
— Zrobisz to, nie prawdaż, moja najdroższa? mówił dalej hrabia.
— Nie, nie zrobię tego... Byłoby to bardzo źle z mej strony.
— Źle przyjąć u siebie na chwilę tego, który w nie-