Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tylko o dwa kroki od hotelu zamieszkiwanego przez hrabinę.
Prusaczek zaczął kaszlać.
— Oho! dostałem kataru! — rzekł. — Ubrałem się za lekko, a wieczór jest chłodny... Pragnąłbym zaś dokończyć tej rozmowy... Racz pani hrabino zrobić mi ten zaszczyt i pozwolić wejść do swego mieszkania na dziesięć minut...
— Tak, ale bo widzisz pan — odparła Blanka zakłopotana — ja mieszkam bardzo skromnie.
— Ah! zbyteczna uwaga! — zawołał baron — cóż może znaczyć skromność mieszkania wówczas, gdy blask piękności zajmującej go czarodziejki, nadaje takowemu pozór pałacu?
— Więc proszę... — rzekła hrabina uśmiechając się pomimowoli na germańską tę grzeczność.
W pięć minut później, pan de Hertzog i pani de Nancey, przy świetle dwóch świec stearynowych, siedzieli na przeciwko siebie po obu stronach małego stoliczka, na którym sługa hotelowy zastawił herbatę.
Ciekawość młodej kobiety, jak się tego domyślamy, pobudzoną została do najwyższego stopnia. W skrytości ducha przyznawała sobie, że istotnie prusaczek nie wyglądał na złego człowieka. Któż wie, czy w Berlinie nie źle go zrozumiała i nie za surowo osądziła? W każdym razie należało mieć się na baczności przed zbyt szybkiemi wrażeniami.
— Panie baronie — rzekła rozpoczynając pierwsza przerwaną rozmowę. — Przed chwilą mówiłeś pan o salonie politycznym?