Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

storyę zręcznego hultaja, który cię podszedł. Nigdy księciem nie był, sądzę, że się pani tego domyślasz po trochu, gdyż jeżeli się nie mylę, musiał okraść ją uciekając!... Pani hrabino, wierzaj mi, że my niemcy mamy dobrą policyę...
Blanka słuchając pana von Hertzog, zwiesiła ciężącą jej głowę na piersi.
— Zatem panie baronie — rzekła — skoro wiesz tyle, powinieneś zrozumieć, że nie mogę żyć!...
— Dlaczego?
— Ah! nie zmuszaj mnie pan do powiedzenia tego...
— Ja więc powiem za panią... Sądzisz, że jesteś pozbawioną środków do życia, i chcesz umrzeć... Ależ środki do życia znaleźć można zawsze i to niewyczerpane, kiedy się ma przyjaciół.
— Ja ich nie mam...
— Przeciwnie pani hrabino... Ja pierwszy...
— Pan się mienisz być moim przyjacielem?! pan!... A to z jakiego tytułu?
— Z bardzo szlachetnego, wierzaj mi pani!!! Moja sympatya pełna szacunku nie kompromituje jej... nie zobowiązuje do niczego... Pozwalam sobie tylko przyjść pani z pomocą w nieszczęściu... Przejście to smutne nie będzie długotrwałem... mam takie przeczucie... Weź pani mój pugilares do rozporządzenia, albo pozwól bym ci otworzył kredyt u jednego z tutejszych bankierów.
— Panie — zapytała Blanka patrząc prosto w oczy von Hertzog — mamże widzieć nową obelgę w propozycyi pańskiej?