Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Godzina i chwila były stanowcze. Po raz trzeci odkąd Bóg ją stworzył w dniu strasznego swego gniewu, Blanka znalazła się najzupełniej osamotnioną...
Tak było owego wieczoru, gdy ojciec jej zamknął... powieki... Następnie gdy Paweł de Nancey zdradził i porzucił ją nikczemnie... Wreszcie gdy Gregory uczynił to samo.
Co robić?
Gdzie powlec to nędzne życie bez jutra i bez miłości?!...
W miłość przestała już wierzyć. Nadziei nie miała żadnej.
Hrabina zrozumiała prędko, że w przeciągu godziny zbudować nie można nowej przyszłości, na zwaliskach przeszłości, zwłaszcza w stanie fizycznego osłabienia i moralnego roztroju w jaki popadła?
— Trzeba ztąd wyjechać jak najspieszniej... Ten dom wstręt budzi we mnie... Umarłabym tu! Gdzie się udać? Do Francyi.. Do Paryża... Tam tylko mogę żyć ukryta przed ludzkiem spojrzeniem, ironicznem lub litościwem... Nikt o powrocie moim wiedzieć nie będzie, a zresztą jestem wdową i niezależną... Przed nocą jeszcze wyjadę...
Chęć znalezienia się o sto mil od obrzydłego kraju, przeklętego miasta i znienawidzonego mieszkania w którem tyle wycierpiała, opanowała tak panią de Nancey, iż pobudziła ją do gorączkowej czynności.
Mniemała, że zająwszy się przygotowaniem do podróży, o wiele przyspieszy takową. Zawoławszy tedy swoje dwie sługi i chłopca, który przy Gregorym pełnił