Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dziś ona panią zawodzi... Miałem wprawdzie małe kłopoty... ale czysto pieniężne.. Wierzyciele moi, jako cudzoziemca, mieli zamiar kazać mnie aresztować. Oto wszystko...
— Wierzyciele to znów nic tak nadzwyczajnego... o! ja ich znam. Ileż to razy chrapkę mieli na mnie, chcieli mię zlicytować! Uwierzyć więc w to nie chcę, abyś pan przed niemi podobne zachowywał ostrożności... Czy tylko nie jesteś ładnym oszustem, kochany książę?
Słysząc to pytanie, uczynione najpoważniejszym tonem i z najnaturalniejszą miną, Gregory wyprostował się.
— Pani! — zawołał wyniośle — podobne podejrzenie...
— Oh! oh! uspokój się pan — przerwała aktorka. — Ja jestem święty Jan złotousty i mówię wszystko co mi przyjdzie na myśl. Jeżeli się mylę, tem lepiej! jeżeli nie, żałuję biednej tej kobiety w dniu, w którym dowie się prawdy... bo ta jak panu wiadomo zawsze na wierzch wyjdzie! Wyobrazić sobie, że się opuszcza dom, męża, słowem wszystko dla pięknego księcia i przekonać się, pewnego poranku, że mniemany książę jest najzwyczajniejszym filutem. To musi być wesołe! Brrr! na samą myśl dreszcz przebiega ciało...
— Raz jeszcze powtarzam pani, że podobne przypuszczenia...
— Dobrze... dobrze... Nie mówmy już o tem... Słuchaj książę...
— Usilnie proszę nie tytułować mnie w ten sposób.
— Prawda... prawda... Incognito! Mamże mówić, milordzie? To tak trudno! Do pseudonymów przyuczyć